FAQFAQ  SearchSearch  MemberlistMemberlist  UsergroupsUsergroups RegisterRegister  Log inLog in

 Announcement 

Forum „tylko do odczytu”

Zapraszamy do dyskusji w naszej
Grupie World of Tomb Raider na Facebooku



Previous topic «» Next topic
Rozwój człowieka
Author Message
alFa
[Deleted]

Posted: 18-01-2012, 09:54   Rozwój człowieka

Myślę, że to całkiem niezłe pole manewru dla wszystkich potrzebujących się wygadać. Nie będę tutaj przytaczał naukowych definicji ze względu na ich "szorstkość".
To, co mnie interesuje, to Wasze rozumienie rozwoju człowieka. Poniżej zamieszczam przydatną listę pytań, które pomogą ustalić porządek wyśmienicie zapowiadającej się dyskusji:

1. Czy rozwój człowieka jest czymś maksymalnie zintegrowanym, czy też możemy wyróżnić autonomiczne, niezależne płaszczyzny rozwoju?
a) jeżeli rozwój jest zintegrowany, to czy istnieje jakiś "punkt odniesienia", którego rozpoznanie i odpowiednia stymulacja ma wpływ na czynnik (t), czyli czasu rozwoju;
b) jeżeli rozwój jest podzielony na autonomiczne płaszczyzny, to czy według Was któraś z nich jest szczególnie uprzywilejowana;

2. Czy Waszym zdaniem rozwój człowieka jest przejawem siły wewnętrznej, życiowej jednostki czy jest to raczej presja czynników zewnętrznych (społecznych, kulturowych). Innymi słowy, czy człowiek zmierza ku rozwojowi, czy też jego rozwój jest mu narzucony?

3. Czy naprawdę możliwe jest zjawisko "od zera do bohatera"? Co sprawia że takie przypadki pomijają hierarchię stopni w rozwoju i wspinają się na wyżyny?

4. Ostatnie pytanie: Indywidualizm (relatywizm) czy Kolektywizm (konwergencja)? Innymi słowy: róbta co chceta czy odpowiedzialnie budujmy Ziemię? Jak rozległe może być działanie w każdym z tych przypadków?

Serdecznie zapraszam do dyskusji

I love WoTR
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 18-01-2012, 18:55   

Sorry, ale pierwszego pytania w ogóle nie rozumiem...

alFa wrote:
2. Czy Waszym zdaniem rozwój człowieka jest przejawem siły wewnętrznej, życiowej jednostki czy jest to raczej presja czynników zewnętrznych (społecznych, kulturowych). Innymi słowy, czy człowiek zmierza ku rozwojowi, czy też jego rozwój jest mu narzucony?


Na pewno rozwija się pod presją społeczną. Bez tego dzieci nie nauczą się mówić, ani funkcjonować w społeczeństwie. Jest mnóstwo przypadków tzw. wilczych dzieci. Są to dzieci, które... no właśnie. Żyły w izolacji społecznej. Wykształciły bardzo prymitywne zachowania i... co ciekawe, po kilku latach takiego bycia nie jest w stanie nauczyć się mowy w ogóle. Oglądałam kiedyś na uczelni bardzo ciekawy program temu poświęcony, bodajże po 6 roku życia nauka mowy u takiego dziecka jest już niemożliwa. Zachodzą drastyczne zmiany w strukturze i wielkości mózgu.

Jednocześnie logiczne jest też, że samo społeczeństwo nie pozwoli jednostce się wybić. Byłaby po prostu przeciętna. W pewnych sferach musi rozwijać się samodzielnie. Ale ten start w postaci nauki norm społecznych, życia w nim i w ogóle podstawowego funkcjonowania musi być spełniona, by w ogóle mówić o dalszym rozwoju.

alFa wrote:
3. Czy naprawdę możliwe jest zjawisko "od zera do bohatera"? Co sprawia że takie przypadki pomijają hierarchię stopni w rozwoju i wspinają się na wyżyny?


Cechy osobowościowe: pewność siebie, ekstrawersja, sumienność... samokontrola... jest tego masa. No i przede wszystkim pewnie cechy przywódcze. Ale nie rozumiem o co ci chodzi tak trochę. Jak można wspiąć się na wyżyny pomijając rozwój? Tak się nie da. Albo po prostu Ciebie nie rozumiem.

alFa wrote:
4. Ostatnie pytanie: Indywidualizm (relatywizm) czy Kolektywizm (konwergencja)? Innymi słowy: róbta co chceta czy odpowiedzialnie budujmy Ziemię? Jak rozległe może być działanie w każdym z tych przypadków?


Jak rozległe? Jak tylko się da. Skonfrontuj USA czy Australię z Chinami. To są totalne skrajności, różnice kultur. I nie można ocenić co jest lepsze. Najlepiej byłoby połączyć oba nurty, co też zrobiła w pewnym sensie Japonia. Niby kolektywizm, ale rodzinny, bo organizacyjnie są cholernie indywidualistyczni.
 
 
alFa
[Deleted]

Posted: 18-01-2012, 21:13   

Quote:
Na pewno rozwija się pod presją społeczną. Bez tego dzieci nie nauczą się mówić, ani funkcjonować w społeczeństwie.


Nie zgadzam się. Moje stanowisko jest całkiem odmienne: dziecko w swojej ekspansywności (cholernie lubię to słówko) żąda wyjaśnień, chce odpowiedzi, ma naturalną skłonność do poszukiwań. Nasza Larka jest czystym przejawem takiego buntowniczo-przygodowego temperamentu (przynajmniej gdy podjęła decyzję o dołączeniu do wyprawy Von Croya). Dzieci czerpią niezmierną satysfakcję z poszerzania horyzontów. A dlaczego? To jest ciekawe, ale niestety znam odpowiedź: ponieważ wiedza przez nie zdobywana jest częścią ich świata i odnosi się do kształtowania wyobraźni, a nie do czysto rozumowego opanowywania teorii w ramach przeróżnych układów statusowo-finansowych.

Quote:
Jednocześnie logiczne jest też, że samo społeczeństwo nie pozwoli jednostce się wybić. Byłaby po prostu przeciętna.


Nie pozwoli... to nie jest logiczne: to jest subiektywna ocena wychowawczych i socjalizacyjnych możliwości społeczeństwa, które po prostu nie istnieją. Społeczeństwo nie jest bytem, lecz "martwym" polem aktywności człowieka. Jeżeli bowiem będziemy traktować społeczeństwo jako byt, przeciwstawiamy go tym samym jednostce. Jeżeli zaś traktujemy społeczeństwo jako pole działania - stanowi ono niezbędne uzupełnienie jednostki, lub lepiej - jej przedłużenie (przez zajmowane w nim stanowisko). Ktoś się zaraz zdenerwuje i mi napisze, że społeczenstwo nie jest "martwe". Jest, ponieważ społeczeństwo według mnie to nie zbiór ludzi, tylko właśnie przeróżne sekwencje, standardy, normy, układy i systemy. I tylko w tym wypadku możemy mówić o społeczeństwie jako o powszechnym "wzorze" na życie, czyli też na rozwój. Sam zaś rozwój jest więc kwestią dynamiki jednostki.

Drastyczna konkluzja: wychodzi na to, że "żywi" są jedynie przestępcy, nie wchodzący w społeczne normy i standardy.
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 18-01-2012, 21:23   

alFa wrote:
Nasza Larka jest czystym przejawem takiego buntowniczo-przygodowego temperamentu (przynajmniej gdy podjęła decyzję o dołączeniu do wyprawy Von Croya).


Lara to postać fikcyjna. No ale idąc dalej... Tak, dziecko jest ciekawe świata. Ale co komu po czymś, skoro nie potrafi tego nazwać? To tylko jeden przykład. Co komu po czymś skoro nie wie jak to się stosuje? Np. sztućce. Idąc dalej: dzieci uczą się chodzić, bo widzą, że inni to robią. Gdyby zostawić je na pastwę losu... O ile w ogóle by przeżyło - nie chodziłoby w pionie. Zresztą... te wilcze dzieci właśnie przybrały postać a'la czworonożną. Dlaczego? Bo były w społecznej izolacji. Nie ma więc z ich strony ciekawości dlaczego reszta ludzi stoi prosto i chodzi na dwóch nogach, a ja ciągle pełzam.

alFa wrote:
Nie pozwoli... to nie jest logiczne: to jest subiektywna ocena wychowawczych i socjalizacyjnych możliwości społeczeństwa, które po prostu nie istnieją. Społeczeństwo nie jest bytem, lecz "martwym" polem aktywności człowieka.


Nigdy nie lubiłam filozofii...

alFa wrote:
Jest, ponieważ społeczeństwo według mnie to nie zbiór ludzi, tylko właśnie przeróżne sekwencje, standardy, normy, układy i systemy.


To prawda. I tego człowiek musi się nauczyć by móc piąć się wyżej, prawda? I to niezależnie czy będzie się traktować społeczeństwo jako żywe czy martwe - musi jednotka pewne elementy opanować. A czy społeczeństwo jest żywe czy martwe - jest nośnikiem właśnie tych wartości, norm, standardów, itd. Więc nie zgadzamy jedynie co do natury społeczeństwa ;)

I właśnie o tym mówię: konieczne jest opanowanie naprawdę podstawowych kwestii dotyczących w ogóle funkcjonowania w świecie (co daje nam społeczeństwo), by móc iść dalej już może i samodzielnie. Tak jak ten rodzic pomagający niemowlęciu stanąć na nogi, uczący je chodzić przy jego pomocy, aż w końcu dzieciak sam biega bez ingerencji drugiej osoby.

Dopiszę jeszcze... Społeczeństwo jest istotnym ogniwem w życiu człowieka i nie można tego podważać. W końcu z jakichś powodów leczenie raka przykładowo siada, gdy pacjentowi brakuje oparcia w najbliższych. Dalej: w końcu problem psychiczny jednej osoby tłumaczy się relacjami całej rodziny, stąd terapie rodzinne, systemowe - gdzie oprócz pacjenta danego siada cała jego rodzina z babcią włącznie. I takich przykładów można podawać mnóstwo. Skoro psychiką człowiek jest w stanie skontrolować swoje ciało (jak mistrzowie kung fu potrafiacy zatrzymać akcję serca)... A na psychikę wpływa przecież otoczenie.

Wniosek: Wszystko jest systemem.
 
 
alFa
[Deleted]

Posted: 19-01-2012, 05:38   

Quote:
Lara to postać fikcyjna.


Kurde no... muszę odstawić TRa na jakiś czas ;)

Quote:
I właśnie o tym mówię: konieczne jest opanowanie naprawdę podstawowych kwestii dotyczących w ogóle funkcjonowania w świecie (co daje nam społeczeństwo), by móc iść dalej już może i samodzielnie.


Super. Mamy grunt. Samodzielność zaczyna się zatem wraz z nabyciem podstawowych umiejętności. Ok. Rozwój jest jakkolwiek ruchem do przodu (to taki wektor jak gdyby). Człowiek raz zaprzągnięty do pracy nad sobą i nad daną mu materią nie powinien się zatrzymywać. Skąd zatem patologie w rozwoju? Skąd się biorą zahamowania?

Quote:
w końcu problem psychiczny jednej osoby tłumaczy się relacjami całej rodziny, stąd terapie rodzinne, systemowe - gdzie oprócz pacjenta danego siada cała jego rodzina z babcią włącznie.


Dochodzimy więc do wniosku, że jednostka nie jest w pełni autonomiczna. Nie może być samodzielna. To, co się z nią dzieje, jest zawsze w pewnej mierze wynikiem jakichś tam korelacji. To, co napisałaś jest jak najbardziej zgodne z prawdą. Ale właśnie - czy można w świetle tego mówić o samodzielności?

Musimy przyjąć, że zagadnienie rozwoju człowieka nie podlega w żadnej mierze badaniom naukowym - wymyka się im po prostu. Mamy tak dużo przeróżnych przypadków, że nie sposób kuć jednolitą teorię.

Podobne złudzenie jednolitości to słynny temat płci, jacy to nie są mężczyźni, a jakie to nie są kobiety. Indywidualizm rozsadza całkowicie te jałowe spostrzeżenia. Dlatego wierzę, że każdy ksiądz czy zakonnik ma gdzieś tam swoją drugą połówkę, tylko po prostu zapomniał o tym, że kto szuka, ten znajduje.

Jednostka ma swoje prawa - najważniejsze z nich to prawo do prawidłowego rozwoju i wyboru własnej ścieżki. Nie możemy też oceniać jednostki z punktu widzenia systemu społecznego - systemu norm i wartości. To smutne, bo bardzo tego byśmy chcieli. Aktualne jest stwierdzenie, że wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innej. Od tego mamy wymiar sprawiedliwości.

Mamy różne typy rozwoju. W jednym przypadku jednostka przymuje tylko część zachowań, tworząc następnie własny system wartości i w kontekście tego systemu dąży do rozwoju. Inna jednostka jest chłonna i przyjmuje coraz to bardziej zaawansowane zachowania, posiadając tym samym nieograniczone możliwości rozwojowe. Jeszcze inna jednostka w ogóle nie przyjmuje wartości i norm społecznych, budując całkowicie różny od rzeczywistości świat, być może i kolorowy, ale oderwany i niezrozumiały.

Który z tych modeli jest prawidłowy? Być może każdy, o ile umożliwia życie w społeczeństwie. Tutaj mamy prawdopodobnie źródło podziału na klasy społeczne. Mam jasną i stanowczą opinię co do tego, że dopasowanie do klasy to rzecz predyspozycji intelektualnych i emocjonalnych. Moje stanowisko koncentruje się wokół dość ciekawego momentu w życiu człowieka, mianowicie wokół Wielkiego Pytania: na co mnie stać? Jeżeli jednostka naprawdę się zatrzyma i spróbuje dokładnie odpowiedzieć na to pytanie, już wygrała życie. To jest jeden z tych cudownych błysków inteligencji i ambicji, czegokolwiek by ona nie dotyczyła - pracy w fabryce czy studiowania. I nie ważne, czy osoba jest w tym momencie alkoholikiem czy ćpunem - Wielkie Pytanie przebija się swoją ostrością przez synapsy w mózgu, ponieważ jest pytaniem egzystencjalnym, na równi ze słynnym "dlaczego i po co?". Jest to moment krytyczny w życiu człowieka, ostatnia szansa dana nam przez świadomość. Kto zaprzepaści tę szansę po prostu niczego nie nauczył się w życiu, ponieważ nigdy nie był w stanie przypatrzeć się sobie samemu.
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 19-01-2012, 07:32   

alFa wrote:
Skąd zatem patologie w rozwoju? Skąd się biorą zahamowania?


Osobowość, błędy wychowawcze (nawet te, których pierwotnie od razu się nie zauważa), otoczenie jednostki w kryzysowych dla niej momentach (np. grupa rówieśnicza nastolatka, która chętnie będzie rozwalać kubły na śmieci na ulicy - to tylko przykład. Podobny znam z życia). Zazwyczaj wszystko to działa razem do kupy i wówczas nie ma tego "winnego".

alFa wrote:
Ale właśnie - czy można w świetle tego mówić o samodzielności?

To nie jest tak, że ona zależy od otoczenia tylko i wyłącznie. Że cokolwiek nie zrobi - przepadnie (jeśli społeczeństwo tego "zechce"). Nieprawda. Każdy ma w sobie zasoby do tego, by też samemu kierować swoim życiem, by decydować o sobie. A na każdym tak jakby etapie "decyzji" będzie jemu w tle towarzyszyć jakaś grupka ludzi. Tyle, że w samym procesie decyzji niekoniecznie ta grupa, to otoczenie może odgrywać rolę. W grę wchodzi to, co jednostka uznaje za własne i pożądane i, że jest przekonana w jakim kierunku ma iść. Tak jak zresztą sam napisałeś dalej.

Społeczeństwo jest odskocznią, istnieje w tle i ... praktycznie to od nas zależy kiedy będzie odgrywać większą czy mniejszą rolę, on kontekstu sytuacji, od konsekwencji danych decyzji... Wszystko jest ze sobą powiązane. Bo indywidualista będzie działać z reguły sam, choć w kontekście swojej partnerki będzie uwzględniać jej dobro na tle grupy społecznej (załóżmy, że chodzi tu o ciążę nieplanowaną - będzie bronić jej dobra, bo wie, że przykładowo jej rodzina jest bardzo anty nastawiona). W innej sytuacji: choćbyśmy nie wiem jak byli uparci i indywidualni, w sytuacji dla nas trudnej wyjątkowo często pytamy innych o opinię (tych doświadczonych). A konformista - bardziej niż o siebie zadba o rodzinę i to niezależnie od okoliczności.
 
 
alFa
[Deleted]

Posted: 19-01-2012, 13:07   

Quote:
Osobowość


Kolejna rzecz - temat rzeka, Mo. Osobowość nie jest nam dana od razu. Człowiek musi ją codziennie tworzyć, a następnie urozmaicać. Widziałaś kiedyś pajączka budującego swoją sieć? Z osobowością jest bardzo podobnie. Zawsze zaczynamy od szkieletu (podstawy zachowań społecznych), by przez główne połączenia między obwodem (normy moralne i prawo) powoli zagęszczać strukturę całej sieci (powiązania rodzinne, zawodowe i geograficzne). To jest także pewna taktyka zdobywania partnera - postaw się a zastaw się :D
Osobowość nie należy do dziedziny danych. Kod genetyczny - tak, struktury społeczne - tak, ale nie osobowość. Tworzy się ona dopiero pod wpływem oddziaływań pomiędzy kodem a społeczeństwem.

Moje równanie (ah, zawsze chciałem być mądry):

Genotyp x Socjalizacja = Fenotyp (zwykle dzieciak w wieku szkolnym)
Fenotyp x Socjalizacja wtórna = Osobowość (dojrzała jednostka, > 25 lat)

Tak sobie to wymyśliłem. To ciekawe, że według mnie dzieciak w wieku szkolnym nie ma żadnej osobowości. A to dlatego, że układ emocjonalny nie skonfrontował się jeszcze z regułami samodzielnego życia w społeczenstwie.

Quote:
Każdy ma w sobie zasoby do tego, by też samemu kierować swoim życiem, by decydować o sobie.


O - dałaś trochę niepełną odpowiedź na któreś z pytań. A więc istnieje "punkt odniesienia" zintegrowanego rozwoju i są to według Ciebie tajemniczo brzmiące "zasoby". Interesuje mnie to. Czy są to zasoby substancjalne czy też należące do sfery umysłowej (choć niestety jestem materialistą w tej kwestii i mózg jest dla mnie siedliskiem wszystkiego). Co to za zasoby? Ich rozpoznanie umożliwi postawienie jednej z bardziej wymagających diagnoz psychologicznych, dotyczących stymulacji rozwoju człowieka bez uciekania się do eugeniki i innych zbrodniczych metod.
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 19-01-2012, 18:05   

alFa wrote:
Osobowość nie jest nam dana od razu.


Osobowość i temperament to "coś" wrodzonego, owszem - jest podatne na pewne modyfikacje ale niewielkie. I tu mnie nie przekonasz :) Zboczenie psychologiczne. Gdybym uznała, że jest inaczej cała psychologia musiałaby runąć. Nie mówię, że nie jest realna zmiana, ale... Potrzeba lat, uporu i konsekwentnych działań w tym kierunku. Otoczenie nieco temperuje lub uwydatnia nasze cechy, ale nie sprawi, że znikną, czy nie wytworzą jakiejś cechy samej z siebie nie wiadomo skąd. Dziedziczymy po rodzinie. Zresztą... Robiłam na studiach testy osobowości. Wyszła ciekawa rzecz, bo przebadałam i siebie i resztę rodziny. Mam taki sam układ cech (i to w identycznym nasileniu) co mój tata, a mój brat - takie jak moja mama. Jest to przykład bardzo wyrazisty.

alFa wrote:
Co to za zasoby?

Jako zasób traktuje się wszystko, co danemu człowiekowi pomaga. Dla kobiety bitej przez faceta zasobem będzie policja, czy koleżanka, która nie pochwala zachowania tegoż pana. Dla mnie zasobem jest mój narzeczony i najbliżsi. A dla osoby bez zasobów społecznych pomocne może być... fakt, że kiedyś poradziła ona sobie z danym problemem, więc ma przeświadczenie, że i tym razem sobie poradzi. Silna wola, motywacja do zmiany... Zasób to kategoria ogólna i nie rozdzielamy tego jakoś specjalnie. Albo zasoby wewnętrzne, albo zewnętrzne.
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 19-01-2012, 21:55   

Jeszcze dorzucę. Przejawy osobowości widać już w życiu płodowym. W około 7 m-cu ciąży u dziecka kształtuje się temperament i osobowość. Są przecież dzieci, które są bardzo ruchliwe, a są też takie dość spokojne. I co ciekawe przekłada to się na życie "poza brzuchem". A osobowość jest też kształtowana przez matkę i jej hormony ale generalnie coś takiego jak osobowość już istnieje.

http://dzieci.pl/page,7,p...emat_ciaza.html

Poczytaj dalsze zakładki. Polecam.
 
 
alFa
[Deleted]

Posted: 19-01-2012, 21:57   

Quote:
Osobowość i temperament to "coś" wrodzonego


Do takich momentów dążę w każdej dyskusji. Właśnie mi uświadomiłaś, że jestem całkowicie usprawiedliwiony. Bardziej od tych wszystkich rozstrząsań potrzebuję usprawiedliwienia. I dostałem to czego chciałem. Teraz nikt już mnie nie przekona że jest inaczej. Po prostu - jestem jaki jestem i mam prawo do każdego wypowiedzianego słowa czy urzeczywistnionego aktu. Taka jest bowiem moja osobowość - taki mam temperament. Reszta jest dysonansem, który posługuje się przeróżnego kształtu fałszywymi maskami dla "gładszego" wejścia w środowisko społeczne.

Mój rozwój jest wobec tego ściśle określony. Moje kolejne pytanie dotyczyć będzie relacji pomiędzy temperamentem a kierunkami rozwoju człowieka. Nie mówię żeby analizować prawidłowy rozwój ekstrawertyka czy flegmatyka, ale by zaznaczyć, że każdy z tych modeli osobowości posiada ścisłe odpowiedniki statusowe. Wydaje się, że właśnie na tym polegają przeróżne testy osobowościowe (ktorych też się sporo narozwiązywałem), umożliwiające wybór optymalnej kariery zawodowej.

Pytanie - czy te testy rzeczywiście dotykają sedna sprawy. Mówimy o badanym człowieku w jego "ogólności", czyli w jego statyczności. Statycznie rzecz biorąc człowiek ten może być piekarzem bądź murarzem, nauczycielem bądź biznesmenem. Statycznie to znaczy także - optymalnie. Jakoś nie przypada mi do gustu ta cała optymalność. Stoi w sprzeczności z maksymalnością. Możemy wskazać kierunek człowiekowi, możemy mu pomóc w wyborze ścieżki, ale w żadnym wypadku nie możemy go uszczęśliwić.

To dziwne. Jeżeli ustalimy temperament człowieka, cechy jego osobowości i następnie zgodnie wyszukamy właściwy charakter pracy, to wszystko wydaje się być załatwione. Czego więcej chcieć? Rzecz w tym, że obok pracy musi istnieć także jej sens. Tak więc zagadnieniem jest sens pracy, co w pewnej mierze dotyczy także rozwoju.

Jaki jest sens pracy, lub jaki powinien być? Czy dotyczy on jedynie sfery majątkowej, czy sfery duchowego spełnienia? A może jedno i drugie? Z kolei - jak długo można czekać na ducha, skoro ciało woła o chleb? Czy koordynacja wysiłków jednostki w tym kierunku nie oznacza jej jednoczesnego zubożenia?
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 19-01-2012, 22:10   

alFa wrote:
jestem jaki jestem i mam prawo do każdego wypowiedzianego słowa czy urzeczywistnionego aktu.


Nie można się tak tłumaczyć, bo ZAWSZE jest szansa na zmiany, byłby to proces długotrwały tak jak wspomniałam, ale nie niemożliwy. I jeszcze jedno: co innego osobowość np. otwartość na ludzi czy nerwowość, a co innego silna wola czy optymizm. Te dwie ostatnie można kształtować. Więc niekoniecznie to co sam uważasz za cechę osobowości nią jest. Jest to zwyczajna cecha zdolna do zmiany i to szybciej niż ci się zdaje - na pewno łatwiej niż tę otwartość na kontakty międzyludzkie przykładowo.

I o ile masz prawo do wielu rzeczy, to nie masz prawa ingerować w wolność drugiej osoby. Do tego nikt nie ma prawa.

alFa wrote:
Mój rozwój jest wobec tego ściśle określony. Moje kolejne pytanie dotyczyć będzie relacji pomiędzy temperamentem a kierunkami rozwoju człowieka.


Owszem, temperament nadaje na pewnej fali, za którą zwykle podążamy. Logiczne, że człowiek mniej otwarty na ludzi będzie bardziej preferować pracę za biureczkiem w kacie pokoju. A wysokoreaktywny będzie potrzebował ciszy, natomiast ten niskoreaktywny może pracować z muzyką w słuchawkach i przeglądając gazetę. Ale... tak jak wspomniałam: otoczenie temperuje, nakierowuje... A że proces socjalizacji trwa wieeele wiele lat to przez taki okres mogą wystąpić zmiany. Bo tak jak wspomniałam - zmiana jest realna ale jest to perspektywa długoterminowa. A chłonny umysł dziecka będzie wychwytywać wszystko naokoło niego i jakoś to sobie kodować w głowie. A biorąc pod uwagę fakt, że umysł dziecka, jeszcze świeży, niedojrzały pod względem umysłowym (mówię o zdolności myślenia w sposób taki, jak to robią dorośli) może sprzyjać błędnemu "kodowaniu" napływających informacji, co może właśnie przyczyniać się do "dewiacji".

alFa wrote:
Wydaje się, że właśnie na tym polegają przeróżne testy osobowościowe (ktorych też się sporo narozwiązywałem), umożliwiające wybór optymalnej kariery zawodowej.


To już taki offtop... :P Bo nie w temacie. Te testy niewiele wnoszą. O ile ogólna charakterystyka do czego się nadajesz w takich testach jest w porządku, o tyle propozycje zawodów już powodują opadanie rąk. Ja na studiach miałam takie badanko i wyszło, że nadaję się na konduktora :P Zła typologia zawodów, nieco przestarzała i nie uwzględniająca mnóstwa nowości. I o wiele więcej powie mi do czego się nadaję niż ścisła pula zawodów i to niepełna.

alFa wrote:
To dziwne. Jeżeli ustalimy temperament człowieka, cechy jego osobowości i następnie zgodnie wyszukamy właściwy charakter pracy, to wszystko wydaje się być załatwione. Czego więcej chcieć? Rzecz w tym, że obok pracy musi istnieć także jej sens. Tak więc zagadnieniem jest sens pracy, co w pewnej mierze dotyczy także rozwoju.


Dziś cechy osobowości nie są badane jeśli chodzi o przydatność zawodową. Dziś mówi się o kompetencjach, czyli o czymś, co można kształtować i co ma wskaźniki behawioralne. Przykładowo: chcąc człowieka sumiennego mogę go zbadać testem osobowości, który pokaże mi owszem, czy pan X jest sumienny, ale nic więcej. A przecież sumienność można kształtować (w większym stopniu niż nerwowość). I tak zamiast badać takim testem wybieram inny: próbki zachowań, czyli np osoba sumienna rzetelnie wykonuje zadania, na czas lub przed czasem, dostrzega szczegóły i zwraca na nie szczególną uwagę, itd... Bazując na czymś takim można się dalej rozwijać. Nazywa się to model pracy oparty na kompetencjach zwyczajnie. O ile kiedyś za kompetencję uważano też cechy osobowości to dziś się tego unika - chodzi o to, by wskazać jednostce pole do rozwoju, zwłaszcza gdy jest zmotywowana do zmian.

Sens pracy... To cała moja praca magisterska. Mogłabym się rozwijać godzinami :P Generalnie postrzeganie pracy za znaczącą sprawia, że nieważne jaka praca jest trudna, wymagająca, wyczerpująca - negatywne skutki znikają jak ręką odjął - jeśli czujemy, że to nasza pasja, nasze życie, że robimy coś dobrego. Powołanie do zawodu. Sens pracy w znaczeniu takim właśnie to nie wskaźniki materialne - wówczas to jest zwyczajne dążenie do kariery (w psychologii), które nie jest tak bajecznie zdrowotne i pozytywne dla człowieka jak powołanie do zawodu, które jest raczej mentalnym, psychicznym spełnieniem.
 
 
alFa
[Deleted]

Posted: 20-01-2012, 06:19   

Quote:
Powołanie do zawodu. Sens pracy w znaczeniu takim właśnie to nie wskaźniki materialne - wówczas to jest zwyczajne dążenie do kariery (w psychologii), które nie jest tak bajecznie zdrowotne i pozytywne dla człowieka jak powołanie do zawodu, które jest raczej mentalnym, psychicznym spełnieniem.


That's right! Ale to, czego naprawdę chcemy, czego pragniemy i czego pożądamy nie jest zazwyczaj efektowne pod względem prestiżu. U mnie zaszła niegdyś ciekawa sytuacja - podpisałem zaraz po zecie kontrakt na zawodowego żołnierza. W jednostce byłem 1 pełny rok i co? Pieniądze dobre, samodzielność i takie tam, ale - po roku doszedłem do wniosku że to nie to.
I oto jestem na anglistyce. Wróciłem na utrzymanie rodziców, ale po to, by zdobyć wymarzony zawód. Daję sobie szansę. Chcę być w życiu kimś.

Teraz - operacja jest mała, ale istnieje duży potencjał agresywnej ekspansji, wobec czego naprawdę warto inwestować w długofalowe projekty.

To nieprawda że lepszy wróbel w garści. Warto po prostu skombinować drabinę by wspiąć się po gołębia na dachu.
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 20-01-2012, 20:15   

alFa wrote:
To nieprawda że lepszy wróbel w garści. Warto po prostu skombinować drabinę by wspiąć się po gołębia na dachu.


Też dużo zależy od sytuacji. Ja poszłam na psychologię w przeświadczeniu, że to moja pasja i to właśnie to co chcę w życiu robić. Życie nieco zweryfikowało moje "przekonania" zawodowe, no ale ciągle kocham psychologię, tyle tylko, że nieco profil się zmienił. Mnogość opcji, było w czym wybierać, itd. No ale nie o tym mowa. Psycholog to zawód dość powszechny. Była moda na psychologię. Teraz kończę studia, wchodzę na rynek. Będzie niezwykle ciężko o tę wymarzoną pracę. Więc co robię? Szukam czegokolwiek (także w zawodzie). Bo co jest najgorsze to nie robić nic. Ostatnio bardzo fajny artykuł wyszedł, wywiad z moim promotorem: http://wyborcza.pl/1,7547...Gazeta_Wyborcza

Ale fakt, co to za życie bez marzeń, bez pasji. Współczuję tym, którzy nie wiedzą w którą stronę pójść. A jest takich ludzi naprawdę sporo. I szczerze im współczuję, bo wyobrażam sobie jakie to musi być straszne...
 
 
alFa
[Deleted]

Posted: 21-01-2012, 11:09   

NEET-si... nawet nie wiedziałem, że jest na to specjalna nazwa. Najważniejsze w tym całym ambarasie jest to, żeby uczelnia zapewniała praktyki. Oczywiście, co innego praktyka, co innego doświadczenie zawodowe.

Na czym polega sukces wchodzących na rynek magistrów? Jest jakiś top secret w tym temacie? Wrażenie, profesjonalna autoprezentacja i siła przebicia z odrobiną szczęścia? Hmm... :> Wiem jedno, że ja już od II semestru będę miał praktyki. I to podtrzymuje mnie na duchu, bo na sąsiadującym ze mną KULu w ogóle nie ma praktyk na naukach społecznych.

It's a bad joke; każdy kierunek musi mieć swoje odniesienie w życiu. Studenci na własną rękę szukają sposobności na zdobycie doświadczenia, m.in. za granicą (głównie hotelarstwo i turystyka).

Ja wybieram sektor dydaktyczny. Myślę że dobrze na tym wyjdę. Odpowiednie aplikacje, rozmowa w cztery oczy z dyrkiem i po sprawie. A jeżdżenia będzie co nie miara - po całym podkarpaciu. :mrgreen2:
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 21-01-2012, 13:10   

alFa wrote:
Oczywiście, co innego praktyka, co innego doświadczenie zawodowe.


Dokładnie. A jakby nie patrzeć niewiele firm daje pracę komuś, kto ma tylko praktyki w CV a... prawdę mówiąc, na nic innego nie mógł liczyć (poza pracą w H&Mie czy Reservdzie :P ).

alFa wrote:
Na czym polega sukces wchodzących na rynek magistrów? Jest jakiś top secret w tym temacie? Wrażenie, profesjonalna autoprezentacja i siła przebicia z odrobiną szczęścia?


Znajomości. W Polsce znajomości jeszcze odgrywają znaczącą rolę i o tym mówią sami rekruterzy. Przez znajomych jest łatwiej znaleźć pracę i ją zdobyć przede wszystkim, niż z internetu i to jest przerażające.
I generalnie dodałabym do tego jeszcze pewność siebie, ale nie przemądrzalstwo z zarozumialstwem. I angażowanie gdzie się da - koła naukowe, samorząd studencki... Wszystko się liczy. Ja teraz przeżywam szok w wyniku starcia z brutalną rzeczywistością rynku pracy. Bo kto wie - praktyki za sobą jakieś mam, ale może okazać się, że to za mało. Życie.
 
 
alFa
[Deleted]

Posted: 21-01-2012, 13:52   

Quote:
praktyki za sobą jakieś mam


Jako psycholog? A gdzie tu można popraktykować? Przecież nie tam, gdzie są praktyki pedagogiczne czy resocjalizacyjne (a to są bardzo pokrewne dziedziny). Praktyki psychologiczne... interesting. Pewnie robiłaś jakieś ankiety w różnych środowiskach, ale to też cholerna pedagogika (andragogika).
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 21-01-2012, 14:15   

Psychologia transportu (badania kierowców, dodatkowo badania osób, które chcą aplikować na stanowisko sędziego czy prokuratora, badania wysokościowe...), w branży HR (rekrutacja, selekcja, itd.)...

Z psychologią jest o tyle dobrze, że można praktykować prawie wszędzie. Bo i w biznesie, i w policji, więzieniach, szpitalach, prywatnych gabinetach terapeutycznych, w poradniach pedagogicznych... Pewnie się zdziwiłeś ;) Psycholog jest generalnie potrzebny praktycznie wszędzie. Zwłaszcza gdy mamy do czynienia z dziećmi, wypalonymi pracownikami (a są oni wszędzie), itd.
 
 
alFa
[Deleted]

Posted: 21-01-2012, 16:26   

Interesują Cię ludzkie problemy czy natura ludzkiego umysłu?

Jeśli chodzi o mnie zazwyczaj kierowałem się ku zrozumieniu drugiego aspektu psychologii. Rozwiązanie pewnych neurologicznych zagadek jest istotne. Ale tylko w formie teorii podręcznikowej, oficjalnie przyjętej nie tylko w gronie akademickim, ale też w środowisku opinii publicznej.

Chciałem rzec - nie wierzę w tzw. spotkania z psychologiem. Czy naprawdę psycholog, który też jest człowiekiem, może rozeznać/rozgryźć badanego i zaoferować mu pomoc? O jakiej w ogóle pomocy mówimy? O wsparciu duchowym przejawiającym się w "przyziemnych" słówkach o lekko optymistycznym zabarwieniu typu: "takie jest życie, ale będzie lepiej"? A jeśli nawet chciałby przeprowadzić terapię psychologiczną, czy może być pewien że badany jest szczery? Czy psycholog może być przekonany o współpracy badanego?

Czy badania specjalistyczne (w wojsku czy logistyce) nie są w pewien sposób zakrojone w swym zasięgu do minimum zewnętrznych aspektów badanych osób? O proszę bardzo - w grudniu ubiegłego roku zginęli żołnierze z mojej brygady (pamiętam do dziś słowa Banacha, który sugerował że mam kompleks niespokojnych myśli). Jechali w wozie - to nie ich wina. Ale z pewnością wina tego, kto wytyczył trasę powrotu. To był jakiś oficer, który pewnych rzeczy nie przewidział. I on zdał test psychologiczny? Papierologia i rozmowy były długie przed wylotem do Afganu, a śmierć podwładnych - ułamkiem sekundy.

Czy rozmowa z psychologiem może stanowić przepustkę na krajową autostradę dla kierowcy, który nie przyzna się do słabości alkoholowych? Na wakacjach brałem udział w takiej alkoholowej terapii i był tam kierowca ciężarówki. Przyznał wprost że dla niego każdy postój na noc oznacza picie poki nie uśnie. A co ze zmęczeniem? Na pielgrzymce do Częstochowy zwierzał mi się kolejny wielki "ciężarny", który przyznał się że usnął przy przejeżdżaniu na światłach.

Więzienie... nie wypowiem się bo jestem zdala od tego gówna, ale po co tam psycholog, skoro to wszystko degeneraci? Czy można wymazać im przeszłość z mózgu? Przecież to, na co oni są skazani - to przeszłość właśnie, która kusi ich wolę i podrażnia namiętność. No chyba że psycholog to gladiator, którego zadaniem jest walka z lwami na arenie. Aj... wątpię, żeby istniał jakikolwiek psycholog wykraczający poza metody swojej pracy. Zresztą nie wiem. Jeśli byłaś w więzieniu to Cię podziwiam.
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 21-01-2012, 18:02   

alFa wrote:
Interesują Cię ludzkie problemy czy natura ludzkiego umysłu?


Natura ludzkiego umysłu zwłaszcza, angażuję się chętnie w naukę, prace badawcze... Chętnie się tym zajmuję. Ale ludzkie problemy... no nie znając natury ludzkiego umysłu nie będziemy w stanie komuś takiemu rozsądnie i konstruktywnie pomóc. Jedno z drugim się wiąże.

alFa wrote:
Czy naprawdę psycholog, który też jest człowiekiem, może rozeznać/rozgryźć badanego i zaoferować mu pomoc? O jakiej w ogóle pomocy mówimy? O wsparciu duchowym przejawiającym się w "przyziemnych" słówkach o lekko optymistycznym zabarwieniu typu: "takie jest życie, ale będzie lepiej"? A jeśli nawet chciałby przeprowadzić terapię psychologiczną, czy może być pewien że badany jest szczery? Czy psycholog może być przekonany o współpracy badanego?


Terapeuta nie mówi, że wszystko będzie ok. Nie może nawet. Jako obiektywna i niezależna osoba wspiera w pewnych dążeniach, w wyniku zastosowanych pewnych manipulacji skłania pana X do myślenia, do tworzenia alternatyw działania... Pomaga odkryć to, czego sam pan X nie widzi, a co terapeuta dostrzega. Wszystko zależy od szkół terapeutycznych no i nie będę jakoś tego publicznie prezentować, bo raz, że nie ma to sensu a dwa - nie będę zdradzać tajemnic ;) W każdym razie psycholog nie jest przyjaciółką od serca. Jeśli ma rzetelnie i profesjonalnie pomóc - musi być neutralny i obiektywny. Czasami chamsko skonfrontować z faktami, by potem można było nad czymś konkretnym pracować.

Zapomniałam dodać (EDIT):
Nie mamy pewności, że pan X jest z nami szczery. Ale z czasem to wychodzi i właśnie przy takich delikatnych, niezauważalnych manipulacjach. A czasami zwyczajnie sam się otwiera przy terapeucie. Dlatego terapia trwa kilka lat a nie parę miesięcy czy tygodni. A rodzaj pomocy psychologicznej doraźnej owszem, istnieje, ale ma inny charakter - jest skoncentrowany na rozwiązaniu problemu, kryzysu, więc nie wnikamy w to co pacjent w sobie skrywa - najważniejsze jest osiągnięcie celu klienta.

alFa wrote:
wina tego, kto wytyczył trasę powrotu. To był jakiś oficer, który pewnych rzeczy nie przewidział. I on zdał test psychologiczny? Papierologia i rozmowy były długie przed wylotem do Afganu, a śmierć podwładnych - ułamkiem sekundy.


Testy psychologiczne badają przydatność do zawodu żołnierza. Czy kierowcy zawodowego itd. Podkreślę: PRZYDATNOŚĆ. Testy te nie ocenią czy żołnierz/oficer X popełni gafę w trakcie misji. Nikt tego nie jest w stanie przewidzieć. O tym już decyduje raczej doświadczenie. No i ... żaden test nie jest na tyle "czuły" by móc z 100% pewnością przewidzieć czyjeś zachowanie. Możemy mówić, że prawdopodobnie ktoś jest taki, a nie inny. Możemy stawiać diagnozy w oparciu o 80-90% pewność. Reszta to błąd pomiaru. Nie można za coś takiego pośrednio obwiniać diagnostów nie znając metodyki badań testami.

alFa wrote:
po co tam psycholog, skoro to wszystko degeneraci?


Żeby udzielić wsparcia tym, którzy tego potrzebują? Niekoniecznie każdy jest dominującym samcem. Dalej: miałam zajęcia z pracy nad osobami które stosują przemoc. I uwierz mi, też byłam sceptyczna, bo po co takiemu skur... pomoc? Ale zmieniłam zdanie. I też nie będę tłumaczyć dlaczego, bo automatycznie zdradzę tajemnice ;) Każdy pomocy potrzebuje, tyle, że w innym kontekście i w innym zdecydowanie wymiarze, niż to, co sobie wyobrażamy.

alFa wrote:
Jeśli byłaś w więzieniu to Cię podziwiam.


Nie byłam. Nie mam zapędów klinicysty, raczej biznes i diagnostyka.
 
 
alFa
[Deleted]

Posted: 22-01-2012, 09:40   

Quote:
Niekoniecznie każdy jest dominującym samcem.


Ha! Kolejny strzał w dziesiątkę na mojej rozkminkowej liście. Słuchaj, Mo, przejdziemy do wartościowania. Ha! To przyjemne i pożyteczne. Przyjmijmy - mamy dwa typy mężczyzn: twardzieli (samców) i skomplikowanych delikatnych. Która z tych sylwetek jest bardziej pożądana jako brakujący puzelek w społeczeństwie? Przy założeniu, że ten pierwszy dba o rodzinę, kocha i wychowuje, a drugi jest szaleńcem, zdolnym do największych poświęceń, ale też narażonym na nałogi i depresje.

Oczywiście gdzieś tam napisałem, że możliwości jest tyle, ilu jest ludzi na świecie, niemniej to zagadnienie interesuje mnie bardzo. Jakbyś pracowała z tym drugim typem? Od czego należałoby zacząć?
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 22-01-2012, 11:43   

alFa wrote:
Przyjmijmy - mamy dwa typy mężczyzn: twardzieli (samców) i skomplikowanych delikatnych. Która z tych sylwetek jest bardziej pożądana jako brakujący puzelek w społeczeństwie?


Dużo zależy od kultury, tradycji i ... stereotypów. Polska jest akurat krajem, które w badaniach kulturowych (które objęło mnóstwo krajów świata, nie pamiętam ile - projekt GLOBE - polecam bardzo!) należy do grupy raczej "męskich" krajów, czyli takich, które propagują hierarchię, podporządkowanie, autorytet, i tym podobne a jednocześnie, do najbardziej egalitarnych (równościowych) nie należy. I jakby nie patrzeć, powszechny stereotyp faceta to "nie płacze", "jest twardy" (jednocześnie może być wulgarny i chamski, ale to nic...)... I owszem, fajnie gdy mężczyzna własnie ... jest facetem a nie "pipą" za przeproszeniem (to już moja subiektywna opinia), ale oczywiście dostrzegam wady takiego "modelu" mężczyzny.

Z kolei przykładowo w Szwecji czy Norwegii, jako że to są kraje "kobiece", a więc takie, które stawiają na piedestał wrażliwość, emocjonalność, prospołeczność i jednocześnie są to kraje równościowe... Perspektywa jest tu zupełnie inna. Propaguje się tą wrażliwość, emocjonalność, czyli cechy przeciwstawne dla znanego nam wszystkim modelu twardziela. Każdy woli to, co lubi. De gustibus. Zawsze najlepiej byłoby oba nurty "wymieszać", ale czasami się tak nie da :P

Sam podręcznik projektu GLOBE gorąco polecam.

alFa wrote:
Jakbyś pracowała z tym drugim typem? Od czego należałoby zacząć?


Psycholog "olewa" to czy klient jest homo, czy czarny, czy "ciapą". To jest po prostu pacjent. I tyle. Chociaż wiadomo, chodzi o "dopasowanie" - nie każdy psycholog nadaje się dla danego pacjenta. Ja np. wiem, że nie mogłabym pracować z osobami, które molestowały dzieci. Wiem, że nie byłabym w stanie niezależnie od tego ile by mi ktoś zapłacił. Chodzi o tą hierarchię wartości własnie. Tak samo nie pogadam z zoofilem. Wyznaję zasadę, że gdy ktoś rani i krzywdzi istoty zdecydowanie słabsze (dzieci, zwłaszcza noworodki, zwierzęta) - coś we mnie pęka. Po prostu nie mogę. Brzydzę się takimi ludźmi. I każdy psycholog ma prawo do tego, by czuć coś do określonej osoby, mieć do niej jakieś nastawienie. W końcu jest też tylko człowiekiem. Oczywiście powinno się to nastawienie odstawić na bok, na dno szafy i zamknąć na klucz, ale czasami się nie da (w sytuacjach naprawdę trudnych, które dla terapeuty są nie do przeskoczenia). Wówczas przekazuje się go innej osobie zwyczajnie.
 
 
alFa
[Deleted]

Posted: 23-01-2012, 15:17   

Mo,

wiesz, skoro jesteś psycholożką, to zapewne interesuje Cię też wpływ ludzi na jednostkę, a to dotyczy rozwoju. Martwią mnie pewne bardzo trywialne zjawiska: słownictwo i sposób myślenia.
Ja i to, co ja mówię to dwie różne rzeczy. Mam szacunek do siebie, ale nienawidzę tego, kto przez moje usta wypowiada przeróżne pierdoły. W ramach rozwoju staramy się być coraz bardziej kulturalni, obyci, musimy uczyć się dobierać słowa. Na tym polega atrakcyjność mężczyzny: na słowach, jakie wypowiada.
To cholerstwo mnie obrzydza. A psychologia po czyjej jest stronie: po stronie ogłady towarzyskiej i pięknie dobranych słówek, czy po stronie naturalnej spontaniczności jednostki?
Ponadto: jak możemy wydawać osąd o człowieku (sam się na tym przyłapałem nie raz) po tym, co mówi? Czym są słowa z punktu widzenia psychologii? Ekspresją osobowości, czy narzędziem do przypodobania się jakiejś tam grupie społecznej?

Jestem na tym etapie, że gdyby język miał istotnie odrosnąć, to chętnie dałbym sobie go chirurgicznie odciąć żeby w końcu zrozumieć, na czym polega to życie. Bo słowa to nie wszystko. Są takie chwile kiedy w ogóle gardzę werbalizmem. A jednak starożytni wiedzieli, że retorykę należy wykładać możliwie najwcześniej. Stąd wielcy mówcy, zawsze logiczni i wyrachowani.
 
 
Mo
[Deleted]

Posted: 23-01-2012, 15:47   

alFa wrote:
musimy uczyć się dobierać słowa. Na tym polega atrakcyjność mężczyzny: na słowach, jakie wypowiada.
To cholerstwo mnie obrzydza. A psychologia po czyjej jest stronie: po stronie ogłady towarzyskiej i pięknie dobranych słówek, czy po stronie naturalnej spontaniczności jednostki?


Dziwi mnie w ogóle to pytanie. Psychologia nie stoi po żadnej ze stron, bo i dlaczego miałaby? To ludzie decydują co wolą - elokwencję czy spontaniczność. Nie jest celem jakiejkolwiek nauki społecznej stawanie po czyjejś stronie, gloryfikowanie jednej, poniewieranie drugich. Wychodzi wtedy co? Dyskryminacja właśnie. Każdy woli to, co lubi, de gustibus, etc. Nie rozumiem zwyczajnie czemu tak sądzisz i zadajesz takie pytania. Że Ciebie to brzydzi - ok. Ale dlaczego od razu hmm... jak by to powiedzieć... Ty od razu sugerujesz niejako, że "to drugie jest niefajne" - bo Ciebie to brzydzi. Może uważasz inaczej, ja tylko polegam na tym, co piszesz. Zwróć uwagę, że innych niekoniecznie to zniechęca,a wręcz pożądane wysławianie się jest jedną z najbardziej poszukiwanych cech, które wg nich świadczą o: inteligencji, obyciu, dojrzałości, itd. Jeśli o mnie chodzi wolę spontaniczność i inteligencję w działaniu, niż w mówieniu, ale też nikomu nie bronię innych preferencji i nie uważam, że jest to gorsze lub bez sensu.

W ogóle to jakoś niespójne z tematem, ale ok...

alFa wrote:
Ponadto: jak możemy wydawać osąd o człowieku (sam się na tym przyłapałem nie raz) po tym, co mówi? Czym są słowa z punktu widzenia psychologii? Ekspresją osobowości, czy narzędziem do przypodobania się jakiejś tam grupie społecznej?


Kolejne pytanie trochę niepasujące do tego topicu, ale ok. Nieważne.
Czym są słowa? Czym tylko chcesz. Ponownie nie rozumiem sensu pytania. Psychologia WYJAŚNIA, a nie buduje porządek tego świata.

alFa wrote:
Bo słowa to nie wszystko.

Dlatego jest też mowa ciała, ton głosu, zmarszczki mimiczne (o tak...). Bazując na słowach nigdy się człowiek nie dogada. Ważny jest kontekst i to, co sobą człowiek przedstawia.

W ogóle znów się powtórzę, ale co mają słowa, elokwencja itd. do rozwoju człowieka? Albo po prostu nie rozumiem idei tego tematu...
 
 
alFa
[Deleted]

Posted: 23-01-2012, 16:43   

Quote:
Albo po prostu nie rozumiem idei tego tematu...


Ideą jest odnalezienie zasady maksimum dla rozwoju osobnika ludzkiego. Interesuje mnie ów szczególnie wrażliwy punkt w jednostce, który odpowiednio stymulowany pozwoli odnieść niewątpliwy sukces.

Sukces jest bezpośrednio związany z rozwojem człowieka. Odrzucamy działanie społeczeństwa, odrzucamy terapie psychologiczne jako zbyt długie w czasie, odkładamy również na bok kulturę i obycie.

Każdemu z nas należy się sukces i dziwię się, że ludzie wierzą w Boga, który często nie pielęgnuje rozwoju jednostki (biorąc pod uwagę degradację osiedlową). Nie ma wyższej siły. Odrzucamy teologię. Żądam w tym temacie natychmiastowego odnalezienia niezbędnego środka na przyspieszenie procesów: 1) percepcji; 2) refleksji; 3) integracji; 4) kooperacji; 5) ekspansji.

Nie interesują mnie narkotyki, jedynie sfera umysłowa. Jeden racjonalny powód do tego by wzrastać. Jeden potężny impuls, by ewoluować i stawać się codziennie bardziej sobą. Jeśli tego nie znajdziemy, przyznajemy się do chemicznej natury zjawisk psychicznych, a to, jak wiemy, jest skrajny materializm. Chcę po prostu w tym temacie obronić życie umysłowe.
 
 
krtomb 
WoTR Team



Joined: 25 Nov 2006
Posts: 1097
Location: Helheim
Posted: 23-01-2012, 17:09   

Sądzę, że pomyliłeś fora poszukując skutecznego bodźca mogącego przyspieszyć rozwój człowieka i doprowadzić do wykorzystana przez niego maksimum potencjału jaki w ludzkim umyśle drzemie.

Po pierwsze - nie ma takiego środka - po drugie każdy człowiek jest inny i na innym etapie w różny sposób reaguje na poszczególne bodźce...

Quote:
Żądam w tym temacie natychmiastowego odnalezienia niezbędnego środka na przyspieszenie procesów: 1) percepcji; 2) refleksji; 3) integracji; 4) kooperacji; 5) ekspansji.


Eeee... Generalnie gdyby możliwe było doprowadzenie człowieka do maksimum naszego rozwoju od tak - w trybie natychmiastowym to nie mielibyśmy tak bogatej w wielokrotnie powtarzane błędy historii. Spójrz wstecz - gdyby wszystkie istoty rozwijały się od razu w jednym pokoleniu do etapu maksymalnego wykorzystania ich potencjału - nie byłoby pojęcia ewolucji, a człowiekowi nie zajęłoby dochodzenie do konkretnych założeń filozoficznych, społecznych, kulturowych aż tylu tysięcy lat w trakcie ilu miało to miejsce... Odnoszę wrażenie, że brnięcie w ten temat może się okazać dla Ciebie zgubne w skutkach...
_________________
"In place of a dark Lord you would have a queen! Not dark but beautiful and terrible as the dawn! Treatreous as the sea! Stronger than the foundations of the Earth! All shall love me and despair!"
 
 
Display posts from previous:   
Reply to topic
You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot vote in polls in this forum
You cannot attach files in this forum
You cannot download files in this forum
Add this topic to your bookmarks
Printable version

Jump to:  

© 2002 - 2021 World of Tomb Raider | WoTR na Facebooku



Nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Więcej o cookies powie Ci wujek Google.

phpBB by przemo